Dzisiaj w społeczeństwa Europy narosło poczucie krzywdy i zbyt długo trwającej niemocy władzy, wiec dochodzi do bardzo dynamicznych zmian na stanowiskach najbardziej istotnych dla funkcjonowania całego państwa. To niestety kusi, aby atakować partę sprawującą do tej pory władzę wszystkimi możliwymi sposobami – nawet kompletnie irracjonalnymi zarzutami. Problematyczne jest niewątpliwie dla poziomu debaty publicznej również to, że opozycja lub organizacje poza parlamentem, ale stojące w opozycji do władzy lub też próbujące na jej krytyce zbić własny kapitał polityczny – wielokrotnie nie muszą same nic proponować, budować ani proponować. Media często nie dociekają, jaka właściwie byłaby wizja rozwiązywania konkretnych problemów przez daną partię – krytyka dla samej krytyki i często powtarzające się ataki personalne na adwersarzy, nie mają niestety nic wspólnego z dyskursem społecznym ani poważną debatą polityczną. Niestety media często włączają się w ten poziom, nie zadając trudnych pytań lub dając się kompletnie wodzić sprawnym politykom za nos i robić materiały wyłącznie o tych tematach, o których rozmowa jest w tej chwili rządzącym lub opozycji na rękę. Tym czasem w warunkach prawdziwej demokracji liberalnej pozycja mediów, nazywanych czwartą władzą, jest tak ważna – ponieważ to one kontrolują działania wszystkich trzech pozostałych władz i co najistotniejsze, informują o swoich odkryciach i aktualnych wydarzeniach opinię publiczną. Tylko więc od twardych, merytorycznie przygotowanych i gotowych do dociekania prowadzących programy publicystyczne czy moderatorów w debatach telewizyjnych zależeć będzie, czy politycy będą bezkarnie ignorować poważne pytania. Niestety brakuje telewizji, które poszłyby na tak jaskrawą walkę z elitami politycznymi, nie chcąc zniechęcić najważniejszych polityków w konkretnych partiach do przychodzenia do swoich programów.
Społeczeństwo często jest krytykowane za to, że dało się zmanipulować lub jest przez władzę kompletnie oszukiwane, nie ma z nią nic wspólnego. W większości teorii politologicznych, ale także przy zwykłej analizie statystycznej, nie da się uciec od wniosków, że to jednak elity polityczne są emanacją społeczeństwa. Tak jak postępują osoby wybierane na najważniejsze funkcje w państwie, tak najpewniej na co dzień postępuje także ich przeciętny wyborca. Mimo tego, że demokracja jest bez wątpienia najlepszym znanym obecnie i skutecznie odpowiadającym na potrzeby nowoczesnego społeczeństwa systemem, to jednak nie brakuje w nim różnych patologii. Doskonałym przykładem może być Polska, ze swoim odwiecznym problemem bardzo niskiego poziomu partycypacji społecznej, objawiającym się zwłaszcza w kluczowym dla życia społecznego momencie – wyborów parlamentarnych, prezydenckich, samorządowych albo europejskich.
Przy tragicznie niskich jak na europejską demokrację wynikach frekwencji, tylko okazjonalnie przekraczających pięćdziesiąt procent – często wybory wygrywa opcja, która łącznie zdobyła nie więcej niż dwadzieścia pięć procent głosów. Tylko ona ma bowiem zdolność do zdobycia większości koalicyjnej i otrzymuje od Prezydenta zadanie uformowania rządu. Jeśli więc jedna czwarta z niecałej jednej drugiej uprawnionych do głosowania obywateli zadecydowała o tym, kto i w jaki sposób ma rządzić przez najbliższe cztery lata na szczeblu lokalnym czy centralnym – można mówić o wielkim niebezpieczeństwie. Demokracja może przy całkowicie legalnie funkcjonujących mechanizmach i bez podważania legitymacji dla nowej władzy, zupełnie podważać swoje fundamenty. W efekcie liberalna demokracja przy tak niskim poziomie partycypacji społecznej jest przykładem systemu, w którym to aktywna mniejszość jest w stanie pełnoprawnie zawładnąć milczącą większością.